+5
ginger83 12 stycznia 2017 12:01
Jednym z moich marzeń z listy "must do" jest witanie Nowego Roku gdzieś w tropikach, na plaży, z kieliszkiem szampana w ręku. Marzenie ciągle nie zrealizowane, czeka na odpowiedni czas i miejsce. 3 lata temu był Izrael i kąpiel w Morzu Martwym 1 stycznia, teraz padło na słoneczną Italię, a konkretnie Cagliari na Sardynii. Upałów nocą nie było, niemniej 3 dni spędzone w 15 stopniach i pełnym słońcu pozytywnie nas nastroiły i dały trochę energii.
Lecimy 31 grudnia z Krakowa. Na miejscu jesteśmy koło 16.00, z lotniska do centrum jedziemy pociągiem, bardzo szybko i sprawnie, po 5 minutach jesteśmy na dworcu w Cagliari. Wynajmujemy mieszkanko w samym centrum miasta. Po wypakowaniu rzeczy biegniemy do sklepu zrobić zakupy na najbliższe dni. Dla zainteresowanych duży supermarket Crai znajduje się przy placu Yenne, placu, przy którym później witamy Nowy Rok.
Tej nocy Sardyńczycy bawili się na 4 placach w mieście. Na każdym z nich była scena, a na niej występy włoskich artystów. My wybraliśmy plac Yenne bo najlepiej tam grali, było najwięcej ludzi i był najbliżej naszego mieszkania. O północy przywitaliśmy Nowy Rok wraz z Sardyńczykami, było wesoło, głośno i... parę stopni cieplej niż w Polsce o tej porze ;-)









Następnego dnia snuliśmy się leniwie po mieście, było puste i ciche. Cały tłum z ostatniej nocy albo już wyjechał, albo odpoczywał, lecząc sylwestrowego kaca.
Nasz spacer zaczęliśmy od placu Yenne, który o poranku zupełnie pusty, nie przypominał już tego samego miejsca co kilka godzin wcześniej





Cagliari - stolica Sardynii - zostało założone w VIII w. p.n.e. przez Fenicjan, a później rozbudowane przez Kartagińczyków. Główna dzielnica Castello - zbudowana na wzgórzu - to serce Cagliari. Wspinamy się tam po niezliczonej ilości schodów. Przechodzimy obok Torre dell`Elefante (Wieży Słonia), uliczkami obok Uniwersytetu Cagliari docieramy do bastionu San Remy - jednej z najważniejszych fortyfikacji Cagliari.



Składa się on z dwóch tarasów, z których roztacza się panorama miasta, morza i gór.









Tarasy niestety są zamknięte z powodu remontu (jak zresztą większość atrakcji tego typu poza sezonem), dlatego my idziemy dalej wzdłuż murów aż do potężnej katedry Cagliari (katedra św. Marii).







Stamtąd już "rzut beretem" do Narodowego Muzeum Archeologicznego. Jest pierwsza niedziela miesiąca, więc wejście jest darmowe. Mamy szczęście, wchodzimy do kompleksu i w ekspresowym tempie odwiedzamy Pinakotekę Narodową.





Następnie idziemy w kierunku amfiteatru. Amfiteatr rzymski z II w. służył za cyrk, w którym odbywały się walki dzikich zwierząt. Niestety - zamknięty. Tylko tyle udało się nam dostrzec:



Obchodząc ruiny dookoła przechodzimy obok Ogrodu Botanicznego. To już dzielnica Stampace - idąc dalej w dół docieramy z powrotem na plac Yenne.
Postanawiamy trochę odsapnąć i kierujemy się do portu, żeby odpocząć chwilę na jednej z wielu ławeczek na promenadzie. Słonko przyjemnie grzeje, łapiemy cenne promienie.





Po krótkim odpoczynku postanawiamy jeszcze podejść pod pewien kościół, którego kopułę dostrzegam z ulicy. To bazylika i sanktuarium Nostra Signora di Bonaria, oraz przylegający do niego park Bonaria.



Kolejne miejsce godne polecenia - park na wzgórzu z roślinnością śródziemnomorską i z fantastycznym widokiem na miasto.









Wracamy do domu późnym popołudniem uliczkami dzielnicy Villanova.







Ponownie wychodzimy po zmroku, oglądając stare miasto z nieco innej perspektywy i w innym oświetleniu.











Ostatni dzień to korzystanie na maxa ze słońca i przyjemnych wiosennych temperatur. Pieszo idziemy na plażę i do parku Molentargius.



Plaża Poetto to podobno najładniejsza plaża południowej Sardynii. Ma ok. 8 km długości. W sezonie jest nie lada gratką dla spragnionych wypoczynku wczasowiczów. Teraz, miejscami zupełnie pusta, z drobnym piaskiem, przejrzystą wodą i widokami na pobliskie góry - przyjemnie się wyłożyć na piasku po 6 kilometrowym marszu przez miasto.







Dalej idziemy wzdłuż plaży i docieramy do parku Molentargius - tzw. saliny, kiedyś pozyskiwano tam sól, teraz jest to obszar chroniony gdzie można podziwiać flamingi. To właśnie dla nich stworzono ten park. Wspaniałe miejsce, z dala od zgiełku miasta, idealne na spacer, jogging czy na rower. Dla nas miła odskocznia od zimnej Polski, wśród zieleni, śpiewu ptaków i kwitnących opuncji.









Następnego dnia wracamy do domu. Perspektywa powrotu do mrozów i śniegu nie napawała optymistycznie. Przydałyby się jeszcze 3 dni dodatkowo, by zeksplorować pobliskie góry. Niemniej, trochę witaminy D złapaliśmy i baterie podładowaliśmy- na jakiś czas :o)




Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

miaa 31 stycznia 2019 23:37 Odpowiedz
Świetna relacja i piękne zdjęcia. Podpowiesz jak wygląda trasa z Via Tramontana aż na plażę? Jest jakaś przyjemna promenada czy zdarza się konieczność spaceru wzdłuż ulicy?
ginger83 4 lutego 2019 09:11 Odpowiedz
Dziękuję ;-) Niestety spacer na plażę to tak naprawdę był spacer przez miasto i to dość ruchliwe ulice. Na pewno jeździ też autobus, bo pamiętam że udało nam się złapać jakiś w drodze powrotnej. Natomiast obszar salin to bardzo spokojna okolica, w sam raz na ucieczkę z głośnego miasta.